Pożegnanie

włącz włącz .

Niedawno pożegnaliśmy naszego kolegę Witolda Dajlidisa. Chciałbym napisać kilka słów, wspominając Jego osobę.

Ostatni portret

Był jednym z najstarszych członków naszego Koła, jednym z jego założycieli. Polował od zawsze, chociaż ostatnie lata poświęcał głównie na opowiadania i wspomnienia. Dokarmiał również swoje ulubione dziki koło gajówki, które chyba i jego polubiły. Zawsze lubił las i przyrodę. Zamiłowanie do lasu i łowów związane było zapewne z czasami dzeciństwa i pobytu na zamku w Krasiczynie, gdzie często był świadkiem polowań urządzanych przez księcia Leona Sapiehę. Należy tu zaznaczyć, że był ostatnim żyjącym świadkiem tamtych wydarzeń. Po wojnie ukończył technikum leśne jednak nie dane mu było zostać leśnikiem. Losy swoje związał z wojskiem i dopiero po przejściu na emeryturę osiadł na stałe na Budzisku, w Puszczy Knyszyńskiej. Posiadał szeroka wiedzę w zakresie łowiectwa i biologii zwierząt, a za zasługi dla łowectwa otrzymał liczne odznaczenia PZŁ.

Przez ponad 30 lat mieszkał jak traper, prawdziwy człowiek lasu. Niektórzy sie dziwili, jak można żyć na takim odludziu. Był dość szorstki w kontaktach z ludżmi, zwłaszcza w stosunku do obcych. Stąd też krążyły o Nim legendy, szczególnie wśród młodszych kolegów.Jednak jak się do kogoś przekonał i polubił, to stawał sie innym człowiekiem. Ciekawie opowiadał o Puszczy, zwięrzatach, polowaniach. Od czasu zamieszkania na Budzisku datuje się Jego współpraca i przyjaźń z Wiktorem Wołkowem, wybitnym pejzażystą i fotografikiem przyrody Podlasia.

Dopóki sił starczyło był gospodarzem obwodu. W ostatnich latach już zdrowie nie pozwalało mu na chodzenie na swoja ulubioną ambonę, na Czeremchę. Zawsze powtarzał, że przestanie polować jak juz nie będzie mógł dojść na Czeremchę. To jakieś trzy kilometry od Budziska... Niechętnie też pozwalał innym myśliwym na korzystanie z tej ambony. Trzeba było zasłużyć, wykazać się. Poza tym uważał, że aby poznać las to trzeba po nim chodzić...

Był nieprzejdnanym wrogiem kłusownictwa. W latach 80-tych w wyniku starcia z kłusownikiem odebrał mu skłusowanego jelenia byka oraz doprowadził do jego ukarania, a we współpracy z milicją z Czarnej Białostockiej oraz kolegami myśliwymi doprowadził do ukarania jeszcze pięciu kłusowników. Od 1980 roku prowadził notatki dotyczące łowiectwa i wszystkich wydażeń z tym związanych w obwodzie nr 142 w Nadleśnictwie Czarna Białostocka. Współpracował również z Dyrektorem Zakładu Badań Ssaków PAN w Białowieży. Współpraca ta dotyczyła zbierania czaszek strzelonych drapieżników z terenu obwodu, ich preparowaniu i wysyłaniu na adres PAN do profesora Buchalczyka.

Miałem zaszczyt należeć do grona tych osób, których Pan Witek polubił. Może dla tego, że pochodziliśmy z tych samych stron, ja z Przemyśla, On z Krasiczyna. A może dla tego, że podzielał moja pasję podglądania przyrody.

Ten zakątek Puszczy Knyszyńskiej nie będzie już taki sam bez swojego dobrego Ducha Puszczy. Na długo pozostanie w pamięci kolegów myśliwych, leśników i fotografików przyrody, bo tym zawsze był przyjazny. Odszedł do Krainy Wiecznych Łowów w wieku 92 lat. Niech Mu Knieja wiecznie szumi.

To jedno z ostatnich zdjęć Pana Witka. Zrobiłem je dwa lata temu. Tu jest jeszcze kilka zdjęć. Zdjęcia

Jeżeli ktoś z Kolegów posiada zdjęcia lub chciałby sie podzielic jakąś opowieścią czy anegdotą związaną z Panem Witkiem, prosze o przesyłanie na adres Koła.

W imieniu Zarządu WKŁ 335 Tomasz Kalyta - Sekretarz